Gdy uczeń dojrzeje, pojawia się nauczyciel

O długiej historii Kung-fu na świecie, tej krótszej historii tego sportu w Niepołomicach oraz o kształtowaniu tak potrzebnej samodyscypliny rozmawiamy z trenerem i założycielem sekcji Kung-Fu Chow Gar, Jerzym Mirochą. 

Szymon Urban: Niepołomicka sekcja Chow Gar Kung Fu powstała w 1993 roku. Byliście prekursorami trenowania sztuk walki w Niepołomicach?

Jerzy Mirocha: Tak. Jednymi z pierwszych, zaraz po reaktywacji PTG Sokół w 1993 r., więc w przyszłym roku mija 30 lat. Próbowało tu jeszcze zaistnieć Ju-Jutsu, ale bez powodzenia.

Od samego początku związani z Sokołem?

Tak, cały czas. Zajęcia prowadzę od 44 lat. Do otwarcia sekcji w Niepołomicach namówił mnie ś.p. Włodzimierz Detmer, który o ile pamiętam był wicemistrzem Polski w zapasach. 

I od samego początku prowadzisz zajęcia?

Tak, cały czas, bez przerwy. Trzymam się Niepołomic z racji swojego miejsca zamieszkania oraz pracy.

Opowiedz coś więcej o samym Kung-Fu, a może powinniśmy mówić Wushu… 

Nie ma żadnej różnicy, ale wyjaśnię skąd pojawia się taka mieszanina pojęć. W Chinach nie mówi się Kung-fu tylko Wushu, bo to ogólnie pojęta sztuka walki. A nazwa Kung-fu została stworzona na potrzeby zachodnie, a właściwie na potrzeby filmu. To wiązało się z wejściem produkcji z Brucem Lee i – nazwijmy to – filmami kopanymi.

A samą nazwę Kung-fu stworzono za oceanem, dokąd po wielkiej rewolucji chińskiej uciekła większość mistrzów.

Jest tyle rodzajów Kung-fu, że osoby z zewnątrz mogą czuć się zdezorientowane jaki styl wybrać.

W pojęcie Kung-fu, czy według Chińczyków Wushu, wchodzi wiele stylów. Nasz styl nazywa się Chow-gar. Został opracowany przez rodzinę Chow, a konkretnie pięciu braci Chów, czyli Pięciu Tygrysów. Bo Kung-Fu to style rodzinne, klanowe. W samych Chinach tych stylów jest kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset. Ich historia sięga od kilku do kilkudziesięciu… pokoleń! 

Ale wszystkie mają wspólny początek?

Historycznym, ale owianym wieloma mitami, twórcą jest Bodhidharma. To postać historycznie udokumentowana. Przywędrował z Indii do Chin i przyniósł ze sobą naukę buddyjską, zwaną w Chinach chan. Później trafiła ona do Japonii, gdzie jest znana powszechnie jako zen.

Bodhidharma ucząc pierwszych swoich adeptów spostrzegł, że się szybko męczą i usypiają w trakcie medytacji. Zaczął więc ich uczyć technik wzmacniających ciało tak, aby byli bardziej wytrzymali w trakcie medytacji. Były to techniki oparte na jodze.

Jednocześnie sytuacja w Chinach, jak to w pierwszych wiekach każdej państwowości, była niespokojna. Bandy i klany wzajemnie się zwalczały. Ofiarami agresji stawali się też wędrujący mnisi, dlatego to właśnie w klasztorach poszerzono technikę o metody samoobrony. To stanowiło pień rozwoju Kung-fu, z którego wyrosły liczne gałęzie.

Dlatego jest problem z unifikacją Kung-fu jako dyscypliny?

Tak, bo przecież Kung-fu nie jest dyscypliną olimpijską. Chińczycy podejmowali próby dołączenia tego sportu do programu igrzysk, ale nie udało się to właśnie z uwagi na wielką różnorodność stylów. Znacznie łatwiej było z Judo, które wywodzi się z Ju-Jitsu. 

Kung-Fu jest sztuką walki, w której równie istotny jak trening cielesny jest też trenowanie ducha i pielęgnacja szlachetnych cech.

Właściwie nawet istotniejszy. Kung-fu uczy walki z użyciem rąk i broni: od kija, przez cep dostępny dla mieszkańców wsi, po szable, miecze, włócznie czy halabardy dostępne dla szlachty czy żołnierzy. Z myślą o kobietach do walki zastosowano nawet wachlarz. To widać na zewnątrz, zwłaszcza na filmach, w których wykorzystuje się techniki walki. A tak naprawdę jest to trening ducha, naszej świadomości, poprzez wewnętrzną dyscyplinę. 

Jak taki trening wygląda?

Na sali objawia się tym, co wielu w pierwszym kontakcie może odstraszać, czyli bezwzględną dyscypliną. W trakcie treningu nie ma czasu na rozmowy, jest tylko skupienie na tym, co w danej chwili wykonujemy. Do tego dążymy: samorozwój przez dyscyplinę .Tylko to spowoduje, że będziemy w stanie pracować ze swoim umysłem.

Ogrom technik jakie posiadamy to również element pracy nad sobą. Początkujący adepci najpierw uczą się technik prostych, czyli form pojedynczych składających się z kilku do kilkunastu elementów. Takich form jest 36. Po ich poznaniu ćwiczący przechodzi do bardziej zaawansowanych technik  długich zwanych Kata, składających się z kilkudziesięciu do kilkuset elementów.

Kata często są wzorowane na technikach walki zwierząt: małpy, tygrysa, lwa, modliszki, żurawia czy lamparta. Ale są również kata z użyciem broni – kija, włóczni, halabardy, noża, a nawet łańcucha. 

Ale nie da się przecież bezustannie trenować na pełnych obrotach.

Pamiętajmy, że elementem rozwoju świadomości są również techniki Chi Kung. To techniki oddechowo-medytacyjne łączące ruch z oddechem i skupieniem umysły. Jest to element ogólnie znanego Tai Chi, które również ćwiczymy na zajęciach. Ruchy w Tai Chi są technikami walki, ale wykonywanymi powoli, co ułatwia skupienie nad daną techniką oraz maksymalne rozluźnienie ciała, ułatwiające lepszy przepływ energii wewnętrznej Chi.

Ważnym elementem rozwoju wewnętrznego są techniki medytacyjne. W czasie medytacji, tak przed, jak i po treningu, w siadzie japońskim czy w pełnym lotosie adept skupia się nad daną techniką walki albo nad zadaniem typu mantra.

To element uczony na wyższych stopniach wtajemniczenia, który odróżnia Kung-fu od klasycznych technik samoobrony czy technik sportowych. One skupiają się na maksymalnym wyćwiczeniu naszego ciała, aby osiągnęło maksymalny wynik, nie zastanawiając się nad konsekwencjami, zwłaszcza fizycznymi. Wielu sportowców kończy karierę jako ludzie w taki czy inny sposób upośledzeni. 

Rozwijając ciało rozwijacie też umysł, który pozwala je kontrolować.

Zgadza się. Dzięki temu ja, mając 60 lat, mogę z pełnym powodzeniem powiedzieć, że jestem sprawniejszy niż niejeden nastolatek, a wielu w ogóle nie jest w stanie mi dorównać pod względem fizycznym. A ćwiczy u mnie już trzecie pokolenie…

Czy każdy może trenować kung-fu?

Każdy. Na zajęcia chodzi adept, który ma skończone 72 lata i ćwiczy w naszej sekcji od dwudziestu paru lat.

Co trzeba mieć, żeby zacząć?

Nic nie trzeba. Trzeba przyjść. Na początku zacisnąć zęby i zapomnieć o swojej dumie i o tym, że za chwilę mogę zemdleć bo treningi są naprawdę ciężkie.

Jak ktoś przychodzi żeby sobie postać to szkoda mojego i jego czasu. Ma zrobić wszystko, na co go stać. Jak jest w stanie wykonać trzy pompki to niech je wykona. A trener widzi wszystko. Tu każdy, kto przychodzi kłania się trenerowi i kolegom. Tego nikt nie wymaga, ale to element pokory pozwalający pracować ze swoją świadomością. Trzeba zapomnieć o swoim ‚ja’ pisane małą literą, aby zobaczyć to ‚Ja’ pisane z wielkiej.

Obserwowałem jeden z treningów i faktycznie nie ma w nim czasu na pogawędki…

Ludzie czasem przychodzą na jeden czy kilka treningów i nie są w stanie zrozumieć dlaczego jest tak ciężko. Dlaczego panuje taki reżim. Nie wynika z tego, że mi to sprawia jakąś satysfakcję, że jest dyscyplina i ludzie mi się kłaniają. To jest po prostu nauka samodyscypliny. 

Dzisiaj nie jest ona popularna.

Dziś, w ogólnie pojętym luzie i rozluźnieniu wszelkich form współżycia jest to pewien anachronizm, szczególnie dla młodego pokolenia wychowanego na Facebooku i innych komunikatorach. Jeśli ktoś myśli, że nauczy się technik walki z książek, filmów czy internetu to jest w grubym błędzie. To jakby chciał zjeść owoc patrząc na jego obraz . Działa tylko bezpośredni kontakt nauczyciel-uczeń. Stare chińskie przysłowie mówi, że kiedy uczeń dojrzeje, wtedy się pojawia nauczyciel.

To kiedy treningi?

W wakacje w poniedziałki i środy od 17.30 do 20.00. A od września zapraszamy do dwóch grup treningowych. Grupa początkująca startuje od 17.30 do 19.15, a zaawansowana od 19.15 do 20.30. Wszystko w sali PTG Sokół w Niepołomicach. Zapraszam, bo warto!

PODZIEL SIĘ:

Może cię też zainteresować: